poniedziałek, 19 września 2016

Testowanie fotoobrazów, warto skorzystać z takiej możliwości w Saal Digital Polska ;-) Polecam fotografom, reporterom i amatorom - rewelacyjne możliwości i jakość!

Jakiś czas temu na facebooku natknęłam się na bardzo interesującą propozycję Firmy Saal Digital Polska przetestowania fotoobrazu - jednego z ciekawej gamy produktów. Jestem dziennikarką i dużo fotografuję, to już wiecie, w dodatku zbiegło się to z terminem przygotowywania własnej wystawy fotografii reportażowej "Z odwagą, z miłością, bez lęku..." Ciekawe rozwiązania dla ekspozycji zdjęć, które oferuje Firma Saal Digital Polska idealnie wpisywała się w moje poszukiwania techniczne, najlepsze do ewentualnej ekspozycji fotografii wystawowej. Oferta obejmowała przetestowanie wydruku zdjęcia na: płycie PCV, Dibond, Pleksi, Gallery Print i Dibond Butlerfinish. Wybrałam według mnie najlżejszą płytę PCV o grubości 5 mm i rozmiarach 40x60, dla uzyskania efektu przestrzenności - z mocowaniem aluminiowym, dzięki któremu fotoobraz nie przylega do ściany ;-) i w różnym oświetleniu zyskujemy dodatkowy cień. Byłam zaskoczona profesjonalizmem firmy. Dla zakomponowania swojego zdjęcia dostałam aplikację Saal Design, bardzo łatwo zaprojektowałam fotoobraz, przesyłka dotarła zaraz po trzech dniach, co z Niemiec to niemal było natychmiastowo i bardzo solidnie zapakowana. Płyta PCV okazała się świetna - lekka, elegancka, uzyskałam efekt oczekiwany z mocowaniem, a zdjęcie wyszło żyleta, sami zobaczcie efekt. Nie wierzyłam, że można uzyskać tak fajny efekt, świetna akcja z przetestowaniem różnych rozwiązań, polecam, ja również przy różnych ekspozycjach swoich zdjęć będę korzystać z oferty firmy Saal Digital Polska i z czystym sumieniem polecam @saal.digital.polska A jeśli i Wy chcecie przetestować rozwiązania firmy Saal Digital Polska - wystarczy zgłosić się tutaj: http://www.saal-digital.pl/2016/recenzja-fotoobrazu/! Polecam, warto! Dziękuję za możliwość wzięcia udziału w akcji, biorę się do tworzenia fotoksiążki ;-) i Was też zachęcam. Joanna Dębiec, dziennikarka, autorka wielu fotoreportaży, publikacji, projektów graficznych i dwóch wystaw fotografii i...tego oto bloga, w którym piszę sama lub gromadzę i polecam artykuły, które warto przeczytać.

wtorek, 12 lipca 2016

Nowe wejście - w lipcu jest mnóstwo okazji do sprawdzenia się w fotografii reportażowej

Znów wracam do publikowania... kolejny rok i kolejne pomysły, tematy, artykuły i...być może zdjęcia ;-) Tak, teraz będzie więcej o fotografii, być może fotografii reportażowej, która mnie interesuje szczególnie. Póki co polecam moje fotoreportaże w galerii na stronie www.czasczchowa.pl - z XVII Baszta Jazz Festivalu w Czchowie.
"Wszelkie eventy i wydarzenia są ważne dla wizerunku firmy więc warto pomyśleć o dobrym fotoreportażu. Dokumentacja fotograficzna to oczywiście wspaniała pamiątka, za której pomocą możecie również zaistnieć w prasie i w Internecie. Zdjęcia z eventów mogą być dobrym prezentem dla przybyłych gości u których na długo zapadną w pamięć. Fotografia reportażowa dokumentuje, utrwala istotne momenty, oddaje atmosferę i charakter danego wydarzenia. Fotoreportaż to więcej niż tysiąc słów, a na jego niepowtarzalność składają się właściwe ujęcie, zatrzymanie chwili, akcji, ruchu. Fotoreportaż to przede wszystkim funkcja dokumentalna, to właśnie te ujęcia często przesądzają o tym jak uczestnicy zapamiętają to wydarzenie lub jak event zostanie zrelacjonowany przez media. Dobra relacja fotograficzna pozwoli na przywrócenie wspomnień z minionych wspaniałych wydarzeń i na długo zapadnie w pamięć odbiorców. Na dobry fotoreportaż składa się doświadczony fotograf który uchwyci najlepsze momenty, a te łatwo można przegapić, sprzęt jakim dysponuje oraz świadomość potrzeb klienta."

Czym jest fotografia reportażowa ?

Fotografia reportażowa to taka, która ma na celu pokazanie prawdy nie ustawionej, czyli takiej jaką zastaliśmy a nie taką jaką fotograf chciał pokazać na zdjęciu. Reportaż to najczęściej cykl prac, w których pokazuje się życie ludzi lub zwierząt w naturalnym środowisku, podczas wykonywania naturalnych czynności. Fotografie reportażowe mają za zadanie wzbudzić w odbiorcy uczucia, niekiedy wywołać szok lub po prostu zadziwić. Dobrze wykonany reportaż powinien wywołać u odbiorcy reakcję, wrażliwość, pobudzić zmysły.
Fotoreportaż można podzielić na wiele typów:
- polityczne
- wojskowe
- kryminalne
- sportowe
- podróżnicze
- kulturalne
- społeczne...
Każdy z typów reportażu różni się przede wszystkim typem zdjęć, tematyką i koncepcją przekazania różnych wartości na zdjęciu. Coraz bardziej popularnym tematem staje się patologia społeczna, którą fotografowie pokazują na różne sposoby. Reportaż Powstał w USA jako odpowiedź na zapotrzebowanie utrwalania za pomocą obrazów ludzkich problemów. Pewną odmianą fotografii reportażowej może być fotografia prasowa, która jest po prostu fotografią reportażową przestawioną na komercję.

Co mówi Wikipedia?

„Fotoreportaż - fotograficzna zaangażowana dokumentacja życia, najczęściej przedstawiająca historie zwykłych ludzi. Stanowi zestaw min. 3 fotografii, ukazujących czas, miejsce, niewyreżyserowane zdarzenia i bohaterów w ich naturalnym środowisku. Powstał w USA jako odpowiedź na zapotrzebowanie utrwalania za pomocą obrazów ludzkich problemów.” – Wikipedia.org

Sprzęt, czyli jaki sprzęt najlepszy

Tak naprawdę nie ma idealnego antidotum na zrobienie dobrych zdjęć. Sprzęt dla jednego użytkownika może być użyteczny, a dla drugiego zupełnie nieprzydatny. Fotografia reportażowa nie ma wielkich wymagań jeśli chodzi o sprzęt. Tak naprawdę możemy robić zdjęcia dowolnym działającym aparatem. Gorzej już jest przy wyborze obiektywu do lustrzanki analogowej lub cyfrowej.
W kwestii obiektywu musimy wziąć pod uwagę wiele czynników. W reportażu możemy stosować zarówno obiektywy krótkoogniskowe, stałoogniskowe, jak i duże zoomy. Tutaj wybór zależny jest od upodobań fotografa. Jeśli np. lubimy robić duże zbliżenia, często wykonujemy portrety z ukrycia itp. To warto wybrać obiektyw z dużym zoomem i stosunkowo jasnym światłem.
Tak więc w sprzęcie możemy przebierać, ponieważ jest teraz wiele różnych marek oferujących zróżnicowane modele.
Lampy błyskowe w fotografii reportażowej raczej rzadko się przydają, a to z kilku ważnych względów. Pierwszym z pewnością jest to, że często robimy nieplanowane zdjęcia, z ukrycia. Czas załadowania lampy jest długi, więc wykonanie serii zdjęć wychodzi z gry, lampa także zdradza nas, jako że zrobiliśmy zdjęcie, co powoduje, że fotografowani ludzie przestają być naturalni, zmienia się ich zachowanie. Również plastyka zdjęcia cierpi bardzo, jeśli bazujemy tylko na oświetleniu z lampy.
Konkretnych producentów sprzętu także nie wymienię i nie polecę – należy samemu sprawdzić różne modele i na własnej ocenie głównie bazować. Słuchanie opinii jednej osoby jest najgłupszym sposobem wyboru sprzętu. Weźmy na to – ja jestem zwolennikiem Nikona, oczywistym jest, że będę polecał modele Nikona, a odradzał inne – nie na tym rzecz polega. Każdy przyszły fotoreporter musi sam wybrać dla siebie sprzęt, bazując głównie na własnych odczuciach i upodobaniach.

Reportaż, na którym można zarobić

Tutaj opowiem o fotografii prasowej, która jest pewną odmianą fotografii reportażowej i, na której można nieźle zarobić. Wiadomość, którą za chwilę podam może wydać się trochę dziwna – otóż – na fotografii prasowej dorobiło się 70% sławnych fotografów, tak – to są statystyki, które nie kłamią. Fotografia prasowa, która rozwinęła się bardzo w latach 90-tych przewyższyła fotografię reklamową.

Artystyczny reportaż

Artystyczny reportaż to typ pracy, która chyba przynosi najwięcej satysfakcji. To artyści mogą wykazać tutaj swój sposób postrzegania świata, który tak naprawdę pokazują na zdjęciach jako naturalny. Można to interpretować w ten sposób, że fotograf – artysta pokazuje świat rzeczywisty w sposób, który według jego koncepcji jest najlepszy. Jest to oczywiście wyraz subiektywny – ale chyba właśnie o to chodzi w fotografii – każda fotografia jest wyrazem postrzegania świata subiektywnie.
Obiektywnie raczej nie da się fotografować. Zawsze mamy pewne preferencje, gusty, doświadczenia osobiste, wrażliwość, konkretne tematy, własne pomysły, cele, czy jakieś "koniki"... A nawet jeśli tego nie brać pod uwagę, nie wszystko jesteśmy w stanie pokazać z każdej możliwej strony. Fotografując zło, chyba byśmy musieli jednocześnie fotografować dobro, i odwrotnie, co kompletnie nie wchodzi w grę w fotografii. Chociaż...

Dorobek reportażu

Henri Cartier-Bresson (ur. 22 sierpnia 1908 w Chanteloup-en-Brie, zm. 3 sierpnia 2004 w CĂŠreste) — jeden z najwybitniejszych francuskich fotoreporterów XX wieku. Fotografował dalmierzowym aparatem firmy Leica. Uważany za ojca fotoreportażu, Cartier-Bresson używał głównie standardowego obiektywu o ogniskowej 50 mm. Zdjęcia Bressona pojawiały się w najbardziej znanych czasopismach trzech dekad oraz były wieszane we wszystkich największych galeriach w USA i Europie. Wystawa "The Decisive Moment" była pierwszą wystawą fotograficzną, która trafiła do Luwru.
Lewis Hine (ur. 16 września 1874, zm. 3 listopada 1940), amerykański fotoreporter. W 1900r. wyjechał z Oshkosh (stan Wisconsin) i został nauczycielem przyrody. W latach 1900-07 studiował socjologię w Chicago i w Nowym Jorku. Pierwsze zdjęcia wykonał na zlecenie dyrektora Ethnical Cutlure School. Od 1904 fotografował imigrantów.

Fotografia z 1920r.
Tomasz Sikora (ur. 9 września 1948 w Warszawie), od 1972 przez 10 lat pracował jako stały fotoreporter warszawskiego Tygodnika Ilustrowanego Perspektywy. Od 1982 - w Australii, gdzie w następnym roku założył studio fotografii reklamowej, prowadził warsztaty fotograficzne w Victoria College w Melbourne, wydawał książki i kalendarze. Jest współautorem (wraz z G. Fyshem Rutherfordem) "Świńskich opowiastek" - albumu-bajki (opatrzonego w przerobione plastycznie fotografie) opowiadającej o historii dwóch świnek chcących odwiedzić smoka. Została ona opublikowana w 1997 roku w Australii, od 2007 jest także dostępna w Polsce.
Stefan Bałuk (ps. Starba, Kubuś, ur. 15 stycznia 1914) w Warszawie, – polski generał brygady, jeden z 89 cichociemnych, którzy uczestniczyli w powstaniu warszawskim, fotoreporter wojenny. Od 6 września 1939 roku w Wojsku Polskim. Absolwent Szkoły Nauk Politycznych w Warszawie. W chwili wybuchu II wojny światowej był na III roku wydziału prawa na Uniwersytecie Warszawskim. 9 kwietnia uczestnik 1944 operacji lotniczej "Weller 2". Wtedy też, jako cichociemny, przerzucony do Polski, w okolice Tłuszcza. Pracownik Wydziału Legalizacji Komendy Głównej AK. Walczył w batalionie Pięść. Jego laboratorium fotograficzne mieściło się w kamienicy przy ul. Chłodnej 20. Po kapitulacji powstania w niewoli niemieckiej - internowany w oflagu Gross-Born.
Odznaczony Virtuti Militari i dwukrotnie Krzyżem Walecznych. Po wojnie, za uczestnictwo w Armii Krajowej, dwa lata spędził w mokotowskim więzieniu. Członek Związku Polskich Artystów Fotografików (legitymacja nr 370). Wymieniony w książce W obiektywie. Mistrzowie fotografii polskiej. Rozmowy Hanny Marii Gizy. 10 listopada 2006 roku został awansowany na stopień generała brygady w stanie spoczynku.
Weegee właściwie Arthur Fellig (ur. 12 czerwca 1899r. - zm. 26 grudnia 1968r.), amerykański fotograf i dziennikarz, jeden z najbardziej znanych reportażystów XX wieku. Pseudonim Weegee zawdzięczał szybkości działania: na miejsce tragedii przybywał przed strażą pożarną czy policją. Weegee urodził się jako Usher Fellig w Złoczowie na terenie austro-węgierskiej Galicji (obecnie Ukraina). W 1909 roku jego rodzina, uciekając przed prześladowaniami ze strony antysemitów, uciekła do Nowego Jorku.
Od lat 20. XX wieku Weegee zajmował się czarno-białym fotoreportażem. Pracował głównie w nocy. Fotografował miejsca zbrodni oraz wypadków, wielkie pożary oraz głośne aresztowania. Sporo czasu poświęcał mieszkańcom slumsów Nowego Jorku, drobnym rzezimieszkom oraz szeregowym członkom mafii. Lubował się w skandalu: ofiary mordów w kałużach krwi czy ciała przysłonięte prześcieradłem należały do jego ulubionych tematów. W 1938 był jedynym dziennikarzem mającym prawo podsłuchiwać policyjne kanały radiowe. W 1945 opublikował książkę ze zdjęciami pod tytułem "Naked City" (Nagie miasto), która stała się inspiracją dla głośnego filmu dokumentalnego pod tym samym tytułem oraz serii telewizyjnych dramatów policyjnych. Weegee współpracował też z Hollywood. Kręcił krótkie filmy oraz robił zdjęcia z filmowych planów, m.in. "Dr Strangelove" Stanleya Kubricka.
W latach pięćdziesiątych eksperymentował z fotografią panoramiczną i pryzmatami. Podróżował też po Europie. Zdjęcie Weegee'ego pojawiło się na okładce płyty George Michaela "Listen Without Prejudice"...

Będę wracać do tematu. I polecać ciekawe fotoreportaże... Pierwszy celowy, przemyślany, opatrzony komentarzami, miałam możliwość wykonania na pracę dyplomową z dziennikarstwa KSG Kraków chyba w 2004r. ale dopiero teraz zaczynam świadomie "bawić się" fotografią reportażową.

czwartek, 25 grudnia 2014

Wspomnienia powigilijne o Tomaszu Beksińskim

Pisałam kiedyś recenzję książki o Beksińskich - ojcu Zdzisławie - artyście, światowej sławy malarzu oraz synu Tomaszu - genialnym dziennikarzu muzycznym, który właśnie we Wigilię 1999 roku (15 rocznica) popełnił samobójstwo - za trzecim razem skutecznie... "Beksińscy. Portret podwójny" - dla przypomnienia. Dziś chciałabym przytoczyć świetny artykuł, zawierający wspomnienia o Tomaszu Beksińskim, postaci kontrowersyjnej ale ciekawej, nietuzinkowej...
Uwielbiał chińszczyznę, coca colę, Jamesa Bonda, horrory i Monty Pythona. Kochał rock progresywny i muzykę gotycką. Był dziennikarzem muzycznym, prezenterem radiowym, tłumaczem i autorem tekstów. Od jego samobójczej śmierci, którą zapowiedział na łamach popularnego pisma, mija właśnie piętnaście lat - pisze Paweł Piotrowicz, autor artykułu - "Polscy dziennikarze muzyczni. Tomasz Beksiński: wspomnienia z otwartej krypty".

Tomasz Beksiński we wspomnieniach przyjaciół i znajomych.
Przestał oddychać w wigilię Świąt Bożego Narodzenia 1999 roku, po zażyciu ogromnej ilości środków psychotropowych. Była to już jego trzecia próba samobójcza, tym, razem udana. Wcześniej żegnał się zarówno ze słuchaczami Trójki, jak i z czytelnikami miesięcznika "Tylko Rock" – w wyjątkowo gorzkim felietonie "Fin de siecle", napisanym jak zwykle pod szyldem "Opowieści z krypty", krytycznie podsumował współczesną kulturę masową i rzeczywistość, wymieniając też te rzeczy, dla których warto było żyć. "Wszystkie te chwile przepadną w czasie, jak łzy w deszczu. Pora umierać. Tomasz Beksiński (1958-1999)". Kilka dni później odszedł.
- Tomek obrósł pewnym mitem – mówi Wiesław Weiss, redaktor naczelny pisma "Teraz Rock", a przed laty "Tylko Rock". – Wszyscy powtarzają sobie różne historie na jego temat, ale osoby, które go naprawdę dobrze znały, jak ja, wiedzą, że Tomek to nie tylko Monty Python, James Bond, wampiry i horrory wytwórni Hammer. Tomek to znacznie więcej – dodaje.
I rzeczywiście… Ze wszystkich artykułów wysuwa się obraz człowieka, dziennikarza, tłumacza, autora tekstów i prezentera radiowego, prowadzącego takie audycje jak "Romantycy muzyki rockowej", Muzyczna poczta UKF" i "Trójka pod księżycem". Wrażliwego i arcyinteligentnego wiecznego chłopca, urodzonego w Sanoku syna Zdzisława Beksińskiego (1929-2005), wspaniałego malarza, grafika, rzeźbiarza i rysownika.
Ale o tym już przecież wiemy. Bo o Tomaszu Beksińskim powiedziano i napisano już chyba wszystko, także o jego życiu prywatnym – na przestrzeni lat docierały do nas najprzeróżniejsze opowieści, fakty i plotki. Jaki był naprawdę? Tego nie sposób oddać za pomocą jednego, nawet bardzo długiego artykułu. Ale można spróbować rzucić na to życie trochę nowego światła, rozmawiając z jego przyjaciółmi i znajomymi – osobami, które znały go na pewno lepiej niż tysiące czytelników i słuchaczy.

Podziw pozostał, choć nie zawsze będzie to laurka.

Dusza, która gasła

Leszek Rakowski, przyjaciel Tomka Beksińskiego, współtwórca i współorganizator festiwalu Castle Party w Bolkowie, twórca i basista zespołu Fading Colours, dostrzega w osobowości dziennikarza pewną dychotomię.
– Był niezwykle ciepłym człowiekiem, bez przerwy się śmiejącym, obdarzonym bardzo bliskim mi montypythonowskim poczuciem humoru. Z drugiej strony, nie uznawał żadnych kompromisów i nie miał w sobie nic z dyplomaty. Jeśli kogoś nie lubił, nie utrzymywał z nim kontaktów. Zupełnie nie zależało mu na poklasku czy na popularności. Przeciwnie, rozpoznawalność go krępowała.
Jako przykład Rakowski podaje sytuację z jednej z edycji Castle Party. – Tomek, choć przyczynił się do stworzenia mocnej sceny gotyckiej w Polsce, na festiwalu zjawił się tylko raz. Na więcej nie miał ochoty. Strasznie go drażniło, że cały czas ktoś coś od niego chciał, czy to porozmawiać, czy zrobić sobie zdjęcie. On nie lubił być na widoku ani nie chciał wykorzystywać swojej pozycji do celebryckich celów. Prawdopodobnie 99 procent populacji zachowałoby się inaczej.
- To był dusza człowiek – dodaje. – Ale potrzebował energii otoczenia: życzliwych mu znajomych, przyjaciół, a przede wszystkim odwzajemnionej miłości, by nie zagłębiać się zanadto w siebie. Gdy tego brakowało, momentalnie gasł.

Scena efektownej śmierci

Muzyk po raz pierwszy raz zetknął się z Beksińskim, gdy ten, jako doradca wytwórni SPV Poland, optował, by wydała debiutancką płytę Fading Colours. – Bardzo mu się spodobała nasza demówka, nagrana jeszcze pod szyldem Bruno the Questionable. Po przeprowadzce do Warszawy poznałem Tomka bliżej. Polubiliśmy się, a potem zaprzyjaźniliśmy. Napisał dla nas niemal wszystkie teksty na płytę "I`m Scared of.." i spędził z nami naprawdę długi czas w studio podczas jej nagrywania.
Rakowski, zapytany, jak ta przyjaźń wyglądała "od kuchni", zwraca uwagę na swoiste rytuały, jakie się z nią wiązały. – Spotykaliśmy się co tydzień w niedzielę u niego w domu, razem z moją ówczesną żoną Kasią, wokalistką Fading Colours. Tomek tłumaczył filmy, więc miał nowości wcześniej. Ale nie tylko je oglądaliśmy. Uwielbiał pokazywać nam sceny efektownych ekranowych śmierci, które nazywał kasacjami. Kochał to słowo i barwnie o tych kasacjach opowiadał.
Wokalistka zespołu Katarzyna Rakowska Smoczyńska, znana jako De Coy, pamięta nawet, że Tomasz Beksiński potrafił klękać przed telewizorem, patrząc na przygotowane przez siebie kolaże z wybuchami. – Był nimi absolutnie zafascynowany. A gdy puszczał nam filmy, potrafił je cofać dziesięć razy i zwracać uwagę na najmniejsze detale. "Zobacz, tu na jego zegarku jest jedenasta, a zaraz w tej samej scenie ma trzynastą", mówił na przykład. Przez to rozbieranie wszystkiego na czynniki pierwsze oglądanie z nim filmów było naprawdę straszne. Jeden z kolegów, którego wzięliśmy na taki seans, Arek z Pornografii, był tak znudzony, że uciął sobie w końcu drzemkę. Tomek więcej go nie zaprosił.

Obiady z napalmem, "chili" nie dla każdego

Beksiński, Rakowski i Rakowska Smoczyńska, mniej więcej raz na miesiąc wybierali się do restauracji Pekin na jego ulubioną chińszczyznę. – Zapraszał nas i oczywiście stawiał – wspomina wokalistka. – Twierdził, że stać go bardziej niż mnie czy męża. Zresztą, zawsze był niezwykle szczodry. Pieniędzy nie trzymał w banku, lecz w domu. Gdy zdarzyło się, że nie miałam za co wrócić taksówką do domu, otworzył szufladę, w której leżało 20 tysięcy złotych. Mówił: "Weź sobie, ile trzeba. Jest 20 tysięcy, więc na taksówkę ci starczy".
Wspomniane obiady w Pekinie wokalistka opisuje jako jedyny w swoim rodzaju spektakl. – Tomek zamawiał ostrą potrawę, na przykład kurczaka z orzechami, prosząc kelnera o przyniesienie "napalmu". Za pierwszym razem zrobiłam wielkie oczy, bo nie miałam pojęcia, o co chodzi. A okazało się, że to takie chińskie chili, piekielnie ostre. Potem, na oczach kelnerów, wlewał całą butelkę do swojego dania i zaczynał je jeść… Czasem prosił o drugą. Cała obsługa Pekinu stawała wokół Tomka, patrząc, czy da radę. A on dawał. Jedząc, pocił się i robił czerwony na twarzy, ale miał minę człowieka wniebowziętego. Mówił wtedy: "Świetnie wchodzi, jeszcze lepiej będzie wychodzić". Zjadał do ostatniego okruszka, co obsługa nagradzała oklaskami.

Nie dla show, lecz dla siebie

- Tomek nie znosił zapachu papierosów, dostawał od niego dosłownie szału – mówi jego przyjaciółka Anja Orthodox, wokalistka grupy Closterkeller. – Ja mam podobnie, choć nie do tego stopnia. Wiele godzin spędziliśmy, złorzecząc na palaczy i używając w stosunku do nich najbardziej nawet perfidnych epitetów.
Anja podkreśla, że dobrze się z Beksińskim dogadywała, mimo że nie zawsze zgadzała. – Był cholerykiem, jak ja, potrafił się jednak zachować pod wpływem impulsu zupełnie nieszablonowo i zaskakująco. Raz wsiadłam z nim do windy. Za nami wszedł ktoś, kto właśnie zgasił przed chwilą papierosa i wypuścił w środku ostatniego macha. Tomek odwrócił się na pięcie, wziął mnie za rękę i wyszedł, demonstracyjnie stwierdzając na cały głos: "Tutaj tak śmierdzi, że możemy nie dojechać na górę!". Narobił temu palaczowi obciachu.
Na wielu zdjęciach można zobaczyć Beksińskiego ubranego w charakterystyczną wampirzą pelerynę. – Uszył ją sobie u krawca, na miarę – wspomina Anja. – Była piękna, zamaszysta, podbita pod spodem czerwonym materiałem. Mam ją do tej pory, kilkakrotnie w niej występowałam. Tomek przyznał mi się, że kilka razy przeleciał w niej schodami od dołu do góry, wcześniej podkolorowując sobie oczy i zakładając wampirze zęby. Ale nie robił tego dla show, lecz dla siebie.
- Spytałam go kiedyś, dlaczego nie śpi w takim razie w trumnie. Odpowiedział: "Dwa razy przymierzyłem się w zakładzie pogrzebowym, ale okazało się, że jest strasznie niewygodnie". Pytałam też, jak on, człowiek tak inteligentny, o tak wyrobionym muzycznym i literackim smaku, może oglądać taki kicz jak horrory wytwórni Hammer. Mówił, że właśnie ten kicz najbardziej kocha.

Grymas naburmuszonego nastolatka

Wojciech Szemis, jeden z najbardziej znanych w Polsce dystrybutorów wzmacniaczy lampowych, poznał Tomka jako nastolatek, mieszkający, podobnie jak on, w bloku przy ulicy Wałbrzyskiej w Warszawie. – Poznaliśmy się w windzie – śmieje się. – Mimo że był starszy o dziesięć lat, od razu się polubiliśmy.
- Tomek mieszkał na najwyższym piętrze, a ja na trzecim, tyle że w bloku obok. Dwa piętra wyżej niż ja mieszkali jego rodzice – tłumaczy. – Niemal codziennie chodził do nich na śniadanie. Jako że późno wstawał, jadał je w porze obiadu, koło godziny 13.00 czy 13.30. Widywałem go maszerującego do rodziców z taką punktualnością, że można było zegarek nastawiać. Jeśli nie szedł, wiadomo było, że gdzieś wyjechał. Pytamy Wojciecha, jak zapamiętał Beksińskiego z tych pierwszy lat ich znajomości. – Początkowo, gdy się znaliśmy słabiej, moją uwagę zwracała dość mroczna twarz i kilka okrągłych znaczków na kurtce, Joy Division, Depeche Mode... Okazał się jednak niesamowicie otwarty i ufny, przynajmniej względem mnie. Miał grymas naburmuszonego nastolatka i podobną mentalność. Lubił dowcipkować i dokuczać, ale robił to z niezwykłym wdziękiem. Gdy nas odwiedzał, drażnił moją mamę, opowiadając prowokacyjne dowcipy, zarówno polityczne, jak i na temat Jana Pawła II. Mama mimo to się śmiała.
- Tomek genialnie opowiadał kawały, całym sobą, nie sposób było się nie śmiać – potwierdza De Coy - W ogóle był duszą towarzystwa.

Lektorzy go przeklinali

Powszechnie znana była niechęć Tomasza Beksińskiego do komputerów. Nigdy się do nich nie przekonał, w przeciwieństwie do ojca Zdzisława, który w późnym okresie swojej twórczości tworzył grafiki niemal wyłącznie przy ich pomocy.
- Tomek zawsze pisał na maszynie – przypomina Wojciech Szemis. – A że pisał szybko, zasuwając na niej jak z karabinu, od czasu do czasu wypadała mu jakaś literka. Wtedy dzwonił do mnie, prosząc, bym zawiózł go na Wilczą, do dziadunia, który mu te literki lutował. Ta maszyna była strasznie dla niego ważna, nawet jeśli sto razy musiał ją reperować. Nie kupiłby żadnej innej.
- Lektorzy, przyznaję, czasem go przez tę maszynę przeklinali – wspomina dziennikarz i tłumacz Daniel Wyszogrodzki. – W tamtych czasach jeden przekład można było legalnie sprzedać w kilku miejscach. Sam tak robiłem. Tłumaczyło się dla jednej telewizji, a potem inna, wiedząc, że tekst jest gotowy, kupowała go na nowo. Trzeba było po prostu go wydrukować. Tomek nie posiadał komputera, robił więc kserokopie. I taka kserokopia z kserokopii za piątym razem była mało czytelna. Nic dziwnego, że lektorzy się wściekali.

Wzorzec przeciwny do ojca

Daniel Wyszogrodzki poznał Beksińskiego najpierw jako dziennikarza, gdy w latach osiemdziesiątych obaj pisali do "Magazynu Muzycznego". – Nasze zainteresowania muzyczne zupełnie się nie pokrywały, ale to nie przeszkadzało nam się lubić. Nie byłem z nim jednak blisko zaprzyjaźniony. Po latach wpadłem na niego w ITI Film Studio, dla którego tłumaczyłem filmy. On również był tłumaczem.
Jak wspomina, kilka filmów zrobili razem. – Tomek nie rymował. Nie chciał, nie brał się za to. Mówił, że się na poezji nie zna. Gdy dostał do tłumaczenia "The Rutles: All You Need Is Cash", parodię The Beatles, skądinąd strasznie śmieszną, zaproponował, bym zajął się piosenkami, a on zostawi sobie dialogi. Fajnie to wyszło.
- Tomek, mając dobry filmowy gust, wybierał sobie do pracy takie filmy, dzięki którym wzmocniła się jego legenda wybitnego tłumacza – zauważa Wyszogrodzki. – Był dobry, ale na pewno nie najlepszy. Tłumaczył Monty Pythony, Bondy czy filmy z Clintem Eastwoodem. W tym Bondzie i Eastwoodzie, tak mi się wydaje, szukał zupełnie przeciwnego wzorca psychologicznego od pana Zdzisława Beksińskiego.

Kwestia gustu

Dziennikarz Grzegorz Brzozowicz, związany kiedyś z "Magazynem Muzycznym", również miał inne zainteresowania muzyczne od Beksińskiego. – Różniliśmy się w tysiącu procentach – podkreśla, dodając, że nigdy nie był fanem audycji kolegi ani sposobu, w jaki je prowadził. – Zdaję sobie sprawę, że zdecydowana większość mówi, iż był geniuszem radia. Wcale nie twierdzę, że nie był, po prostu nie potrafiłem zachwycić się tym, co w tym radiu prezentował.
Obaj poznali się bliżej, gdy Beksiński przeszedł z radiowej Dwójki do Trójki. – Początkowo wzorował się na Kaczkowskim, tworzył podobne słuchowiska radiowe, ale dość szybko wypracował własny styl. Opierało się to na tłumaczeniu tekstów i tworzeniu specjalnej atmosfery. Raz zaprosiliśmy go z Maćkiem Chmielem do swojej audycji. Zapamiętałem to jako urocze spotkanie. Grał rzeczy dla nas straszne, ale zarówno Maciek, jak i ja pokochaliśmy go dosłownie po kilku minutach programu. Okazał się cudownym i bardzo ciepłym człowiekiem. Przezabawnym.
Wieczorem cała trójka pojechała do wspomnianego mieszkania Beksińskiego przy ulicy Wałbrzyskiej. – Tam, w strasznym blokowisku, ujawniła się jego druga pasja, czyli filmy – dodaje Brzozowicz. – Miał rzeczywiście doskonały gust. Muzyki, jaką grał, nie byliśmy w stanie ścierpieć, ale jeśli chodzi o tłumaczenia horrorów, Jamesa Bonda i Monty Pythona, nie było nic lepszego.

Tylko Cave wie, o co w tym wszystkim chodzi

Bardzo dobre zdanie na temat gustu muzycznego Beksińskiego ma Wiesław Weiss, wyraźnie przeciwny wrzucaniu jego muzycznych upodobań wyłącznie do szufladki progresywnej czy gotyckiej.
- W ostatnim okresie życia jednym z ukochanych artystów Tomka, właściwie jedynym, jakiego wtedy słuchał, był Nick Cave – podkreśla. – Co ciekawe, nie wspomniał o tym ani w ostatniej audycji, ani w pożegnalnym felietonie w "Tylko Rocku". Zastanawiam się dlaczego... Być może tamten felieton i audycja nie były wcale wypowiedziami aż tak bardzo osobistymi, jak nam się wydaje? W każdym razie w rozmowach z przyjaciółmi, w tym ze mną stwierdzał, że tylko Cave wie, o co w tym wszystkim chodzi.
Tydzień przed popełnieniem samobójstwa Beksiński pożyczył od Weissa dwa kompakty. – Zbierał od znajomych i przyjaciół płyty, na których znajdowały się pozaalbumowe nagrania Cave’a. Gdy miał ich kilkanaście, zgrał je sobie na jedną płytę, tym samym uzupełniając właściwą dyskografię Australijczyka. Mówił mi: "Wiesiek, ja teraz słucham tylko Cave’a".

Głos "Różowej Pantery"

Jak redaktor naczelny "Teraz Rocka" podkreśla, Beksiński był ściśle związany wyłącznie z pismem "Tylko Rock", a wcześniej z "Magazynem Muzycznym". – Współpracował z nami od pierwszego numeru do samego końca. Mówi się też o "Machinie", ale prawda jest taka, że tamtej redakcji udzielił po prostu kilku wywiadów. Figurował w stopce jako współpracownik, natomiast nigdy nie napisał tam żadnego artykułu czy recenzji.
W rozmowach, jakie Weiss prowadził na przestrzeni lat z Beksińskim, przewijały się różne tematy, zarówno muzyczne, jak i filmowe. Tak też było w 1999 roku, gdy Telewizja Polska prezentowała cykl "Różowa Pantera". – Tomek, o czym nie każdy wie, uwielbiał te filmy, bardzo mu więc zależało, by je przetłumaczyć – wspomina. – Tymczasem we władzach stacji ktoś podjął decyzję, że Tomek będzie tłumaczył co drugi. W ten sposób doszło do absurdalnej sytuacji. Cały urok "Różowej Pantery" polega na tym, że Peter Sellers, grający inspektora Clouseau, Francuza z krwi i kości, mówi po angielsku, niemiłosiernie ten język kalecząc. I Tomek starał się to w swoim tłumaczeniu oddać. W jednej części Clouseau mówił więc łamaną polszczyzną, a w kolejnej – językiem akademickim. Tomka to bardzo bolało. Przetłumaczył więc wszystkie filmy cyklu, które nie szły z jego ścieżką dialogową, nagrał ją z własnym głosem i porozdawał kasety znajomym. Ciągle je mam. Są wspaniałą pamiątką po Tomku.
- Dziś myślę, że to był mały kamyczek, jeden z tych drobiazgów, które złożyły się na jego ponury nastrój w tamtym czasie – kończy swoje wspomnienie Wiesław Weiss.

Wisielec przy kolumnie

Trudno jest, pisząc o tak nietuzinkowej i pełnej sprzeczności postaci jak Tomasz Beksiński, wymienić wszystkie jego cechy, wady, zalety, fobie i upodobania. Nasi rozmówcy wskazali jednak na kilka, często pozornie drobnych i nieistotnych, które warto przypomnieć.
Wokalistka Fading Colours opisuje przyjaciela jako postać bez wątpienia nietuzinkową, ale też człowieka pełnego słabości i sprzeczności. - Na pewno nie był doskonały, ale o wielu rzeczach powiedzieć nie mogę, gdyż dotykają zbyt osobistych sfer.
- Kiedyś żartobliwie spytał, czy wiem, dlaczego nigdy się ze mną nie prześpi. Powiedział, że po pierwsze jestem żoną jego przyjaciela, a lojalność była dla niego fundamentalną sprawą. Po drugie, jak stwierdził i tak mam za mały tyłek.
Ulubionym napojem Beksińskiego była coca cola. - Miał na balkonie wiele skrzynek, by broń Boże jej nie zabrakło – dodaje Katarzyna Rakowska Smoczyńska. – Pił właściwie tylko ją, w odpowiedniej temperaturze i z określonej grubości plasterkiem cytryny - potwierdza Wojciech Szemis. - Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek widział go pijącego alkohol. Może jakiś drink się zdarzył…
Szemis do dziś ma przed oczami kolumnę w mieszkaniu Beksińskiego, na której zawieszony był… mały kościotrup. – Gdy podkręcał basy, ten wisielec zabawnie ruszał nogami i rękami, niemal tańcząc. Widok dosłownie jak z filmów Tima Burtona.
Inne wspomnienie Szemisa wiąże się z… wymienieniem kaset VHS. – Jak tylko Tomek dostrzegł na nowej taśmie jakąś mikrosmugę czy drobne uszkodzenie, które choćby minimalnie wpływało na jakość odtwarzania, kazał ją sobie wymienić. Często wtedy latałem do Londynu i zawsze miałem ze sobą te uszkodzone, w cudzysłowie, filmy. A gdy poleciał tam sam, z dziewczyną, zamiast skupiać uwagę na niej i zwiedzać miasto, biegał po sklepach i wymieniał kasety. Przypuszczam, że nie było to dla niej nic ciekawego…

W sercu femme fatale

Relacje Beksińskiego z kobietami były zdaniem jego przyjaciół i znajomych jedną z głównych przyczyn jego egzystencjalnych problemów.
- Narzekał, że nie może znaleźć miłości, ale uparcie trzymał się pewnego jej wizerunku – przyznaje Leszek Rakowski. - Jeśli dziewczyna nie spełniała tych warunków, to taki związek nie miał szans. A wiadomo, że jeśli się czegoś sztywno trzymamy, problem zawsze się pojawi. Tomek żył niestety tym, co powstało w jego umyśle, a nie tym, co się wokół niego działo. Był bardzo wrażliwym i ciepłym człowiekiem, jednak całkowicie zamkniętym na zmianę. A rzeczywistość to nieustanna zmiana. Jeśli tego nie akceptujemy, mamy problem. On miał. Dość szybko zauważyłem, że wybiera nieodpowiednie osoby. Postacie, które fajnie wyglądają w dziełach, jakimi się pasjonował, w filmach czy w muzyce, ale absolutnie nie w życiu. Kobiety chimeryczne, niewiedzące, co ze sobą zrobić, nieumiejące się określić, takie femme fatale.
- Jemu była potrzebna partnerka, ale nie taka, jaką sobie wymyślił, długowłosa brunetka, kobieta wąż – dodaje Szemis, nawiązując do tytułu horroru, który zafascynował Beksińskiego jako nastolatka. – Nie można mu było podesłać fajnej koleżanki, jeśli nie spełniała jego oczekiwań. Odrzucał ją natychmiast.
W podobnym tonie wypowiada się De Coy. - Powiem szczerze: on poszukiwał kobiety, która by mu spuściła niezłe manto, z jednej strony perwersyjnej i dominującej, a z drugiej ciepłej i dającej poczucie bezpieczeństwa. Te aspekty nigdy się nie parowały, więc albo trafiał na fajne rodzinne kobiety, albo zimne suki. Był w tych relacjach damsko-męskich naiwny i bardzo przeżywał rozczarowania. Kobiety, co tu dużo mówić, tę jego naiwność i szczodrość niestety wykorzystywały.
Mniej więcej rok przed samobójczą śmiercią Beksińskiego wróciła do niego jego dawna dziewczyna. – Wtedy u Tomka nastąpił rozkwit euforii, która niestety szybko się wypaliła – mówi Leszek Rakowski. – Klasyczna sinusoida: skoro poleciał w górę, szybko można się było spodziewać kryzysu. I ten nastąpił, tyle że mocniejszy. Dziewczyna odeszła, on został sam.

Nic nie będę czuł

Pytamy przyjaciół, czy się spodziewali takiego kroku jak samobójstwo albo czuli, że może dojść do najgorszego. – Tomek mówił, że napisał taki felieton do "Tylko Rocka", gdy tydzień przed jego śmiercią byliśmy u niego z Kaśką – mówi Leszek. – Gdy dowiedziałem się o najgorszym, w ogóle nie byłem zdziwiony. Tym bardziej że wiedziałem o jego wcześniejszych próbach samobójczych - Tomek opowiadał mi o nich ze szczegółami - i znałem jego ojca. Tomek mówił mi, że uprzedzał go, iż kiedyś nie da rady. Ojciec to akceptował. Pogodził się z myślą, że może przyjść moment w życiu Tomka, kiedy będzie chciał odejść. W ten wieczór, gdy Tomek popełnił samobójstwo, jego ojciec był pod drzwiami jego mieszkania. Zapukał, a gdy Tomek mu nie otworzył, odszedł. Skąd to wiem? Od niego samego. Utrzymywałem ze Zdzisławem Beksińskim dość intensywne kontakty zawodowe. Wiedział, że przyjaźniłem się z Tomkiem.
- Pan Zdzisław mówił mi: "Tomek postanowił popełnić samobójstwo, nic nie mogę z tym zrobić" – wspomina Wojciech Szemis. – Wypowiadał te słowa bezceremonialnie, w obecności mojej mamy, która była oburzona, iż nic nie próbuje z tym zrobić.
Katarzyna Rakowska Smoczyńska wspomina, że Beksiński wielokrotnie powtarzał jej, iż w życiu potrzebuje wentyla bezpieczeństwa. Wentylem miał być dla niego słoik wypełniony pigułkami psychotropowymi, przepisywanymi przez kolegę lekarza, zarazem jego fana. – Tomek ich nie połykał, tylko wrzucał do litrowego słoja, stojącego w widocznym miejscu. Mówił: "To jest mój wentyl bezpieczeństwa. Gdy widzę, że jest pełen, to czuję się dobrze, bo wiem, że jak przyjdzie moment, kiedy się naprawdę poczuję źle, będę mógł to wszystko zeżreć i mnie nie będzie. Nic nie będę czuł".
Artystka podkreśla, że nigdy nie dopuszczała do siebie myśli, że Beksiński naprawdę może to zrobić. - Jakoś w listopadzie byliśmy razem na koncercie The Legendary Pink Dots, po którym Tomek odprowadził mnie do szatni. Dopiero wtedy, w pełnym świetle żarówek, zobaczyłam, jak wygląda. A wyglądał strasznie. Był żółtoblady i okropnie chudy. Zapytałam, co mu jest, czy nie jest chory. Odpowiedział: "Prawie nie sypiam, jem też bardzo rzadko". Zasugerowałam, by zrobił sobie badania. On się uśmiechnął i po raz pierwszy w życiu bardzo mocno przytulił. Trzymał mocno i na tyle długo, że poczułam się skrępowana. Tym bardziej że Tomek bardzo bał się fizycznej bliskości; nie przytulał, nie całował w policzek, nie podawał ręki... I wtedy zrozumiałam, dlaczego tak wygląda. Poczułam, że po prostu umiera. Wiadomo jednak, że człowiek nie chce wierzyć w takie rzeczy, więc szybko się otrząsnęłam i o tym zapomniałam. Tomek dzwonił jeszcze do mnie w grudniu, ale, będąc u rodziny, nie odebrałam telefonu. A potem dostałam od kolegi telefon. "Kiedy wracasz do Warszawy na pogrzeb?". "Jaki pogrzeb?", spytałam. "Tomka pogrzeb".
- Tomek był absolutnie pogodzony z faktem, że odejedzie – przekonuje De Coy. – Motyw śmierci przewijał się przez nasze spotkania bardzo często, a Tomek mówił o niej, śmiejąc się. Traktował ją jak dobrego lekarza, wybawienie, coś, co przyniesie mu ulgę, a nie w kategoriach strachu i przerażenia.

Kilka minut później

Ostatnią osobą, która rozmawiała z Beksińskim, telefonicznie, była Anja Orthodox. – To była wigilia. Miałam urodziny, nagrałam mu się więc na sekretarce, śpiewając urodzinowe przyśpiewki i składając sobie życzenia. Oddzwonił. Rozmawialiśmy chwilę. Powiedział mi wtedy, że po ostatnim kopniaku bezpowrotnie stracił nadzieję. A potem się rozłączył. Przeczuwałam, że może dojść do najgorszego, ale do końca miałam nadzieję, że nie dojdzie. Prawdopodobnie kilka minut później już nie żył.
- Czy mi Tomka brakuje? Masakrycznie – przyznaje Anja. - Nikt w moim życiu nie zajął jego miejsca.
Fani Tomka, jego głosu, pióra i tłumaczeń, często zafascynowani także jego osobowością, niekiedy pytają, jak odnalazłby się w dzisiejszej rzeczywistości. Czy podobałaby mu się obecna muzyka i filmy? Jak radziłby sobie z nowoczesnymi technologiami? A może nawet w końcu przekonałby się do komputerów, a nawet założyłby konto na Facebooku?
- Tego rodzaju pytania to science fiction – mówi Leszek Rakowski. - Każde wydarzenie jest wynikiem mnóstwa innych, dziejących się w określonym kontekście czasowym. Zanim przenieślibyśmy Tomka takim, jakim był, w dzisiejsze czasy, musielibyśmy pamiętać, że musiałby do tych czasów dożyć. Musiałby więc się zmienić. Z pewnością nie byłby tym samym Tomkiem...
- On na pewno żył w niesamowicie komfortowej dla siebie rzeczywistości. Robił, co chciał, za fajne pieniądze, a wokół miał wielu ludzi, którzy go bardzo lubili. Toczyła go jednak choroba duszy, której tak naprawdę nigdy nie zdiagnozowano. Można było próbować w oparciu o audycje, dobór muzyki i tekstów, obrazujących to, co go bolało. Albo w oparciu o przyjaźń. To ciągle jednak było zbyt mało. Jestem przekonany, że on sam miałby problem z wyjaśnieniem tego, co przeżywał...
http://muzyka.onet.pl/

piątek, 7 listopada 2014

Od teorii barw do psychologii kolorów

Było o tym, jak ważny jest styl pisma w sztuce, reklamie, o symbolice...nie można pominąć symboliki barw. Warto wiedzieć jak bardzo niektóre kolory potęgują nasze wrażenia, oddziaływują na zmysły...jak czerwień...ust, paznokci, sukni podkreślającej kobiece kształty, czy Coca-Coli...

Kolory jak nic innego mogą dodawać energii lub studzić emocje. Także w reklamie. Fakty mówią same za siebie. Dla 65% klien­tów, kolor jest najważniejszym czyn­nikiem, pod­czas wyboru pro­duktu do codzi­en­nego użytku. To właśnie barwy mogą stać się najis­tot­niejszymi ele­men­tami pro­jektu, jeżeli nauczysz się nim właś­ci­wie posługi­wać. Przed­staw­iamy pełne kom­pendium wiedzy, na temat zas­tosowa­nia barw w praktyce.

Prawdziwe postrzeganie kolorów odbywa się w mózgu.

Psy­cholo­gia koloru nie zaj­muje się tym, w jaki sposób ksz­tał­towane są kolory, ale jaki mają one wpływ na człowieka. A tu naukowcy są zgodni — kolory w znaczący sposób wpły­wają na ludzki umysł. Odpowied­nio zaplanowana kolorystyka może nie tylko wpły­wać korzyst­nie na nas­trój, ale także znacznie zwięk­szyć przy­cią­ganie nowych klien­tów.

Oprócz wpły­wów emocjon­al­nych, kolory wywołują również reakcje fizy­czne. Udowod­niono, że przy czer­wonym oświ­etle­niu reakcje człowieka są o 12% szyb­sze niż nor­mal­nie. Poza tym ciepłe kolory są lep­sze w pozyski­wa­niu uwagi, niż kolory zimne. Naucz się posługi­wać jed­nym z najważniejszych skład­ników reklamy. To naprawdę prost­sze niż myślisz. Lekcja 1: Teo­ria barw.

Czy wiesz, że…

Inten­sy­wna czer­wień zwięk­sza ciśnie­nie krwi, pod­czas gdy kolor niebieski ma dzi­ałać uspoka­ja­jąco, jak udowod­niono na Amerykańskim uni­w­er­syte­cie Harvarda.

Koło kolorów, czyli krótkie wprowadzenie do teorii barw.

Kolory w spek­trum kolorów związane są z dwoma rodza­jami emocji: po jed­nej stronie zna­j­dują się ciepłe i mające cechy akty­wne takie kolory, jak: czer­wony, pomarańc­zowy i żółty, a po drugiej kolory mające bierne cechy niebieski, fio­le­towy i zielony.

Na tej pod­stawie opiera się koło kolorów (z ang. Color wheel), które jest pod­sta­wowym narzędziem do łączenia kolorów. Koło kolorów jest tak skon­struowane, że zestaw­ie­nie obo­jęt­nie których kolorów ze sobą, teo­re­ty­cznie zawsze daje dobry efekt.Koło kolorów Bouteta z 1708r. 7-kolorów i 12-kolorów.

Pier­wszy “wykres kołowy kolorów” został zapro­jek­towany przez Iza­aka New­tona w 1666r.

Kolory pod­sta­wowe

W mod­elu kolorów RYB (ang. red, yel­low, blue) bar­wami pod­sta­wowymi są czer­wony, żółty i niebieski. Trzy kolory wtórne (zielony, pomarańc­zowy i fio­le­towy) twor­zone są przez mieszanie się dwóch kolorów pod­sta­wowych.

Kole­jne sześć kolorów wyższych twor­zone są przez mieszanie się kolorów pry­marnych i wtórnych.

Zobaczmy jak niezwykle reagują kolory w różnym otoczeniu.

Duży pros­tokąt i wąska linia w tym samym kolorze, umieszc­zone na białym tle, będą się wydawały w rzeczy­wis­tości mieć inne odcie­nie. Kolor linii będzie wydawał się ciem­niejszy, niż pros­tokąta, ponieważ linię otacza więk­sze białe tło i wyt­warzany jest przez to więk­szy kontrast. Kiedy dwa odcie­nie tego samego koloru są przed­staw­ione ze sobą jakiejś relacji, ciemniejszy z nich będzie wydawał się jeszcze ciem­niejszy, niż jest w rzeczy­wis­tości, a jaśniejszy jeszcze jaśniejszy, np. różowa róża wyda się jaśniejsza na pur­purowym tle. Więk­sze przestrze­nie koloru mają wpływ na mniejsze. Jeśli małe żółte koło otoc­zone jest przez duży obszar czarnego koloru, kwadrat będzie wydawał się mniejszy niż taki sam kwadrat otoc­zony białym kolorem. Każdy kolor będzie wydawał się jaśniejszy wzglę­dem ciem­niejszego koloru i odwrotnie. Obrysowanie koloru za pomocą ciem­niejszego odcie­niu, uwydatni obe­j­mowany kolor, zapobiegając “rozprzestrzenianiu się” na pob­liskie miejsca. Z drugiej strony jaśniejszy obrys spowoduje, że kolor rozprzestrzeni się na sąsiadu­jące kolory i zre­dukuje “siłę” obrysowywanego koloru.

Znaczenie kolorów w marketingu i reklamie.

To, że różne kolory odgry­wają ważną rolę w mar­ketingu jest oczy­wiste. Każdy kolor ma wyjątkową zdol­ność do wpły­wa­nia na klien­tów i wywoły­wa­nia jakichś reakcji. Wszyscy zauważamy jak często jaskrawe kolory, takie jak czer­wony, są wyko­rzysty­wane na opakowa­ni­ach mate­ri­ałów pro­mo­cyjnych - ale co wiemy o resz­cie palety barw? Poznaj psychologię kolorów od praktycznej strony i wybierz właściwe barwy dla reklam swojej firmy.

Znaczenie koloru czer­wonego.

Czer­wony jest kolorem bardzo inten­sy­wnym emocjon­al­nie. Przenosi tek­sty oraz obrazy na plan pier­wszy. Powinien być uży­wany jako akcent sty­mu­lowa­nia ludzi do pod­ję­cia szy­bkiej decyzji. To kolor krwi, dlat­ego równie dobrze pod­kreśla emocje wojny, siły, zagroże­nia, deter­mi­nacji jak i pasji czy też prag­nienia miłości. Kolor czer­wony jest ide­alną barwą dla nagłówków typu: okazja, tylko teraz. W reklamie, czer­wień często przy­wołuje eroty­czne odczu­cia (czer­wone usta, czer­wone paznok­cie, czer­wona dziel­nica, kobi­eta w czer­wieni). Równie dobrze pod­kreśla też zagroże­nie (wysokie napię­cie, światła dro­gowe i znaki stop). Ten kolor jest też mocno połąc­zony z energią, dlat­ego też jest eksponowany przy pro­mocji napo­jów ener­getyzu­ją­cych, gier czy sportowych samochodów.

Jasna czer­wień– pod­kreśla radość, sek­su­al­ność, pasję, czułość oraz miłość.

Różowy – oznacza roman­ty­czność, miłość i przy­jaźń.

Ciemna czer­wień– jest połąc­zona z wig­orem, siłą woli, gniewem, przy­wództwem.

Brą­zowy – Sugeruje sta­bil­ność, pod­kreśla klasy­czny prestiż.

Kolor pomarańc­zowy.

Jest połącze­niem energii czer­wieni oraz pogod­ności koloru żółtego. Jest bar­wnym określe­niem nie tylko radości ale i fas­cy­nacji, jak i deter­mi­nacji. Kolor uwiel­biany szczegól­nie wśród ludzi młodych. Jako kolor cytru­sowy pomarańc­zowy doskonale sty­mu­luje apetyt. Dzięki temu w reklamie najlepiej speł­nia swoją funkcję pro­mu­jąc jedze­nie czy pro­dukty skierowane do młodzieży. Jekie jest znaczenie koloru pomarańczowego?

Ciemny pomarańc­zowy – odzwier­ciedla pode­jr­zli­wość, oszustwo.

Czer­wona pomarańcz – naw­iązuje do prag­nienia, przy­jem­ności, dom­i­nacji i agresji.

Złoty – wywołuje uczu­cie prestiżu, często pod­kreśla wysoką jakość.

Kolor żółty jest kolorem słońca. Ściśle połąc­zony z radoś­cią, szczęś­ciem, intelek­tem oraz energią. Uży­waj żółtego by wywoły­wać przy­jemne ciepłe uczu­cia. Możesz wybrać ten kolor do pro­mocji dziecię­cych pro­duk­tów lub dla ofert miłego spędza­nia wol­nego czasu. Na pewno jed­nak nie powinien być uży­wany przy pro­duk­tach prestiżowych. Mało kto zain­tere­sowany byłby żół­tym gar­ni­turem. Za to świet­nie nadaje się do pod­kreśle­nia bezpieczeństwa. Jasny żółty – jest połąc­zony z radoś­cią oraz świeżością.

Kolor zielony jest kolorem natury. Sym­bol­izuje wzrost, har­monię, świeżość oraz płod­ność. Zielony w prze­ci­wieńst­wie do czer­wonego określa bez­pieczeństwo. Wskazuje kierow­com wolną drogę. Zielonego w reklamie powinno się uży­wać pod­kreśla­jąc nieszkodli­wość (środ­ków medy­cznych) czy nat­u­ralne pochodze­nie (żywności). Jaki jest wpływ koloru zielonego na ludzi?

Ciemna zieleń – jest połąc­zona z chci­woś­cią, zaz­droś­cią ale także z ambic­jami.

Morska zieleń – jest emocjon­al­nym przekazem kojar­zonym z ochroną i dobrym zdrowiem.

Zieleń oli­wkowa – to trady­cyjna barwa pokoju.

Kolor niebieski to kolor nieba i morza. Jest bar­wnym syn­on­imem sta­bi­liza­cji. Sym­bol­izuje prawdę, lojal­ność, mądrość, wiarę oraz prawdę. Kolorem niebieskim najlepiej pro­mować pro­dukty lub usługi związane z wodą i czys­toś­cią (fil­try wodne, środki czys­tości, ryby) lub niebem i powi­etrzem (linie lot­nicze, warunki atmos­fer­yczne). Nie należy stosować koloru niebieskiego do celów mar­ketingowych związanych z żywnoś­cią, ponieważ kolor niebieski tłumi apetyt.

Jas­non­iebieski – jest połąc­zony ze zrozu­mie­niem, zdrowiem oraz miękkoś­cią.

Ciem­non­iebieski – reprezen­tuje wiedzę, moc i spójność.

Psychologia koloru czarnego.

Kojar­zony jest z mocą, ele­gancją, tajem­nic­zoś­cią ale także ze złem i śmier­cią. Czarny daje poczu­cie per­spek­tywy oraz głębi. Posi­ada też moc wyszczu­pla­jącą, niestety także czytel­ność. Czarny sym­bol­izuje także wysoki stan­dard, nie bez przy­czyny najwięcej luk­su­sowych aut sprzedaje się właśnie w kolorze czarnym. Przy prezen­tacji fotografii używa się czarnego lub szarego tła do uwy­puk­la­nia innych barw. Najwięk­szą agresy­wność oraz moc mają zestaw­ienia czarny – czer­wony i czarny — pomarańczowy.

Jak kolory wpływają na sprzedaż?

Poruszaliśmy już ten temat na łamach naszych stron o logo firmowym. (Przy okazji tworzenia logo firmy, przykładów logo firmy). Pra­cown­icy amerykańskiej firmy Kiss Met­rics, poszli o krok dalej. Twierdzą, że kolory, potrafią zmieniać zachowa­nia zakupowe. Łączą kolorystykę, z zachowaniem w następu­jący sposób:

wpływy kolorów są zależne od grupy docelowej odbior­ców. Zmieni­ają sie również z cza­sem. Trady­cje społecznoś­ciowe mają silny wpływ na pow­iąza­nia i sam odbiór koloru z wielu powodów, np. niebieski dla chłopca i różowy dla dziewczynki.

Mężczyźni kon­tra kobi­ety.

Nasze pref­er­encje w znacznej mierze uwarunk­owane są przez naszą płeć. Mężczyźni zwykle prefer­ują na przykład pomarańc­zowy ponad żół­ty, etc. Udowod­niono, iż kobi­ety dostrze­gają o wiele więcej kolorów niż mężczyźni; innymi słowy, pod­czas gdy mężczyźni uznają brzoskwin­iowy, turku­sowy i paw­iowy jedynie za pewne wyobraże­nia, przed­staw­icielki płci pięknej wiążą je z kolorami. Odrzuć także wszelkie uprzedzenia: jeśli twoimi odbior­cami są kobi­ety, nie koloruj całej strony na różowo. Choć niek­tóre kobi­ety mogą lubić ten kolor, inne po prostu go nienawidzą.

Starzy kon­tra młodzi.

Ludzie w różnym wieku inaczej reagują na konkretne kolory. Osoby starsze będą uznawały kolory spoko­jne i powś­ciągliwe (przy­jemne dla oka), za najbardziej atrak­cyjne. Młodzież doceni jaśniejsze i bardziej żywe barwy. Rozróżnij te kat­e­gorie wiekowe uży­wa­jąc odpowied­niej palety kolorów dla każdej z grup. To nat­u­ralny stan, biorąc pod uwagę fakt, że ludziom, z biegiem czasu, pog­a­rsza się wzrok. Doskonale prezen­tuje to wykres „Zmi­any w widze­niu a wiek” z prezen­tacji Roberta W. Bailey’a.

Postrzeganie kolorów w różnych krajach świata.

Pamię­taj o tym, jeśli adresa­tami two­jej strony inter­ne­towej są osoby, które w więk­szości stanowią odbiorcy niepochodzący z two­jego rodzin­nego kraju, lub też sama strona ma przy­cią­gać ludzi z określonego kraju, poświęć trochę czasu, by dowiedzieć się, jakie znacze­nie mają konkretne kolory. To dlatego wiedza na temat psychologii kolorów, może przyjmować różne odcienie.

W kul­turze zachodu biały jest sym­bolem niewin­ności i czys­tości, ale w Chi­nach, Japonii i Indi­ach związany jest z pechem i nieszczęściem. Kolor różowy, choć wysoko ceniony w Japonii, nie cieszy się pop­u­larnoś­cią w Indi­ach i kra­jach Europy Wschod­niej, gdzie uważany jest za stanow­czo „niemęski”. Fio­le­towy kojar­zony jest w kra­jach arab­s­kich z prosty­tucją (podob­nie jak czer­wony w kul­tur­ach Europy i Ameryki Północ­nej), a zgodnie z ogólnoświatową tendencją, łączony jest, z misty­cyzmem i wszelkimi wierzeni­ami sto­ją­cymi w opozy­cji do ide­ologii Islamu, Judaizmu i Chrześcijaństwa.

Zielony, jeżeli jest użyty na stronie pow­iązanej z insty­tuc­jami finan­sowymi ze Stanów Zjed­noc­zonych wywołuje w USA sko­jarzenia z „wszech­moc­nym dolarem”; natomiast w kra­jach, gdzie ban­knoty są w różnych kolorach, nie notuje się takich konotacji. Może to prowadzić do kom­plet­nego odwróce­nia znaczeń; doniosłość i powaga danego koloru może zostać zmieniona, a negaty­wne sko­jarzenia z nim związane ogranic­zone, lub nawet kom­plet­nie wye­lim­i­nowane (np. czer­wony nabiera mocy, kiedy łączy się go z białym). To, czy nowe i kreaty­wne połączenia kolorów będą akcep­towane w per­spek­ty­wie glob­al­nej, zależy wyłącznie od Tego jak dobrze prze­myślisz i dopa­su­jesz każdy krok w swoim projekcie.

Kolor w reklamie. Reklama w kolorze.

Niek­tóre kolory są lep­iej widoczne na więk­szą odległość, niż inne i cza­sami połącze­nie kolorów może mieć wpływ na widoczność (lub czytel­ności) na przykład wzoru opakowa­nia. W super­mar­ke­tach sztuczne oświ­etle­nie może mieć wpływ na postrze­ganie koloru na opakowa­niu i musi być brane pod uwagę przy pro­jek­towa­niu i testowa­niu.

Znaczenie stylu pisma, nie tylko koloru - w sztuce i reklamie

Od jakiegoś czasu interesuje mnie sztuka designu, tworzenia przekazów/informacji tak w ubiorze, jak i reklamie...nie tylko za pomocą obrazów, ale i odpowiedniej symboliki. Tym razem będzie o doborze odpowiedniego rodzaju/stylu pisma, co okazuje się niełatwą sztuką, jeśli chcemy ze swoim przekazem trafić idealnie...

Czcionka ma znaczenie - emocje i skojarzenia związane z czcionką


Autor: Brandfan


Wiele osób wie, że kolory mają siłę oddziaływania inną niż tylko estetyczną. Dużo mniej osób uświadamia sobie jednak fakt, że podobne znaczenia niesie ze sobą pismo, a właściwie jego kroje czyli czcionki.


Wiele osób wie, że kolory mają siłę oddziaływania inną niż tylko estetyczną. Czerwony kojarzy się z siłą, pomarańczowy z energią, niebieski z nowoczesnością, spokojem, czarny z elegancją ale i żałobą (tylko w naszym kręgu kulturowym; w Japonii kolorem żałoby jest biały). Dużo mniej osób uświadamia sobie jednak fakt, że podobne znaczenia niesie ze sobą pismo, a właściwie jego kroje czyli czcionki. Czcionka też może działać energicznie, uspokajająco, dostojnie, elegancko, dynamicznie itd. Takie działanie czcionki często wykorzystuje się, aby wywołać emocje u czytelnika nie tylko przez treść tekstu, ale też przez jego wygląd.

 

Podstawowe zasady:

- antykwa renesansowa symbolizuje dostojeństwo i działa uspokajająco (przykłady czcionek: Garamond, Galliard, Gentium, Liberation, Lucida Bright, Minion, Palatino),

- antykwa klasycystyczna niesie przejrzystość, szlachetność, dobry smak (Bookman, Didot, New Century Schoolbook, Walbaum),

- antykwa bezszeryfowa przekazuje rzeczowość, konkretność, konstruktywność, pewność (Arial, Century Gothic, Eurostile, Frutiger, Futura, Helvetica, Impact, Tahoma, Verdana, Trebuchet MS),

- czcionki oparte na piśmie odręcznym działają dynamicznie, fantazyjnie, często intymnie i osobiście, czasem też elegancko (Chopinscript, Comic Sans, FF Mister K, Zapfino)

- teksty pisane czcionką łamaną sprawiają wrażenie starych (Germanica, Old English, Old London, Schwabacher),

- mocne czcionki symbolizują dominację, siłę, ale też ociężałość, leniwość (Helvetica, Coolvetica, Frutiger, Impact),

- delikatne, lekkie czcionki kojarzą się z delikatnością, subtelnością, powściągliwością (Asenine, Capsuula, Castorgate, Rawengulk Sans, Resselle),

- kursywa, czyli pismo pochylone w prawo, wyraża dynamikę.

 

Wystarczy spojrzeć na poniższy obrazek z przykładami nazw firm, aby zobaczyć, że wartości firmy są przekazywane nie tylko przez nazwy czy slogany, ale też przez czcionkę użytą w logo firmy. Czy nazwy pisane innymi czcionkami kojarzą się z tym, czym dana firma się zajmuje?

nazwy firm

Warto więc czasem przemyślec użycie danej czcionki w konkretnym przypadku, przeanalizować skojarzenia i znaczenia, które czcionka ze sobą niesie. Informacje na stronie firmy Apple nie są pisane czcionką stylizowaną na egipskie hieroglify, a rzeźnicy na swoich szyldach nie używają eleganckiego pisma ręcznego. Tabloid „Fakt” w nagłówkach nie stosuje czcionek komiksowych, a jubilerzy unikają masywnych czcionek bezszeryfowych. Czcionka nie może nieść komunikatu sprzecznego z treścią tekstu nią napisanego.


Agencja Kreatywna MOVINGO

www.movingo.pl

Stworzymy dla Twojej firmy system identyfikacji wizualnej, wykreujemy nazwę z wolną domeną, przygotujemy profesjonalne teksty.  Zmieniamy wizerunki firm NA DOBRE!

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

sobota, 1 listopada 2014

Święto Zmarłych - cisza, żałoba...czy może radość?

Oczywiście będzie też o Święcie Zmarłych, ale nieco inaczej. Skłoniła mnie do tego krótka rozmowa... otóż uwielbiam we Wszystkich Świętych nocą spacerować po cmentarzu, alejkami między grobami rozświetlonymi blaskiem zniczy, fotografuję, modlę się, wspominam tych, którzy odeszli, zatrzymuję się przy zarośniętych, zapomnianych grobach, usypanych z ziemi, nieraz przez kogoś obcego udekorowanych jakimś zniczem lub sztucznym kwiatkiem... w tym roku było pusto, wyjątkowo pusto, nie wiem, czy to mecz, który miał być o 18.00 Bajernu z Borussią (żart, ale czemu nie...) czy po prostu stajemy się za wygodni i nawet dość ciepły jak na listopad wieczór nas nie zachęca do ruszenia się i odwiedzenia cmentarza wieczorem...co kiedyś należało niemal do tradycji. Jakkolwiek, żałujcie, bo widok i klimat zawsze jest tego wieczora na cmentarzach niepowtarzalny. Z dala od rewii i próżności świata. Jednak kogoś spotkałam i wymieniając się spostrzeżeniami o tym, jak zmienia się nasze podejście do tradycji, zwyczajów, kultury polskiej, usłyszałam jak to święto inaczej jest obchodzone w różnych krajach. Słyszałam o tym już nie raz, w końcu socjolog nie może być w tym względzie ignorantem, ale inaczej słyszeć, jak na skype rodzina dzieli się wrażeniami z 1-listopadowego pikniku na grobach bliskich, o jedzeniu, piciu, zabawie przy muzyce i radości ze spotkania z tymi, którzy odeszli z doczesnego świata... Warto nieco więcej o tym opowiedzieć, bo przecież w innych kulturach dzień 1 listopada to dzień radości, ciepła, dobroci, zabawy, spotkań przy grillu - wspominania tego najlepszego z życia najbliższych. Nieraz myślę, że chciałabym, żeby ktoś pamiętał mnie właśnie tak - co lubiłam, jak się śmiałam, czego słuchałam; "zachowując" te najfajniejsze wspomnienia z czyjegoś życia, ślad, który pozostaje w naszej pamięci - chyba mniej blaknie... jak dzieła sztuki, książki, utwory muzyczne, czy inne ślady ludzkiej twórczości/obecności powodują, iż o tych, którzy je stworzyli - pamiętamy.

Wesołe Święto Zmarłych


Autor: Urszula Arczewska


Ludzie na całym świecie w różny sposób obchodzą Święto Zmarłych. W naszej, polskiej tradycji, cmentarz 1-go listopada jest pełen smutku i zadumy. Nie wyobrażamy sobie nawet, że mogłoby być inaczej. A przecież w wielu krajach Dzień Zmarłych jest okazją do wesołości.    


 

Grill na cmentarzu na Filipinach

Na świeżo skoszonej trawie cmentarza na Filipinach ustawia się stoiska z pożywieniem i namioty. Słychać głośną muzykę i śpiewy. To święto jest uroczyście obchodzone i gromadzi licznie ludzi, którzy tu przyszli, by powspominać zmarłych, oddać im cześć, poczuć się bliżej nich. Jak każe zwyczaj kilka dni wcześniej czyści się groby, aby potem postawić na nich kwiaty i zapalić świeczki. Ten dzień jest spotkaniem żywych ze zmarłymi. Poprzez muzykę, śpiew i konsumpcją posiłków odczuwa się radość bycia z tymi, którzy kiedyś odeszli na zawsze. Święto przeciąga się do późnych godzin wieczornych, a nawet do nocy. Niektórzy śpią na cmentarzu w specjalnie w tym celu ustawionych namiotach

Meksykańskie Święto Zmarłych

Również w Meksyku Święto Zmarłych nie jest synonimem smutku, lecz stanowi wspomnienie o zmarłych. Meksykańczycy wierzą, że tego dnia trzeba być szczególnie ciepłym i dobrym, by dać jak najwięcej radości przychodzącym duszom bliskich. W okresie domingos grandes (wielkie tygodnie) od 18 do 30 października przeżywa się okres oczekiwania, przygotowuje się wiele posiłków, śpiewa się piosenki, Słychać nawet petardy. 30 października konstruuje się łuki z kwiatów na których wiesza się kukiełki wyobrażające zmarłą osobę e na ich dole umieszcza się wiele butelek likieru i papierosów. Odbywają się koncerty muzyki ulubionej przez zmarłego. W atmosferze wesołości i zabawy spożywa się posiłki na grobach. Osoby nieznajome przechodzące obok są zapraszane do wspólnej uczty. Mają one okazję wysłuchać najbardziej zabawnych epizodów z życia osoby zmarłej. 


Mauritius czci zmarłych

Mieszkańcy tej pięknej wyspy 1-go listopada świętują All Saint’s Day, zaś następnego dnia All Souls Day, jak każe tradycja rzymskokatolicka.  Ceremonia świąt jest radosna i kolorowa. Uporządkowane groby przyozdabia się kwiatami i innymi przedmiotami. Przygotowuje się potrawę, którą preferował za życia zmarły. Podaje się do niej szklankę rumu. Panuje atmosfera bliskości i ciepła. Powracają wspomnienia.

 

Boliwijskie spotkanie ze zmarłymi

Radosne świętowanie na cmentarzu spotykamy również w Boliwii. Kilka dni wcześniej kobiety krzątają się w kuchni i przygotowują wspaniałe słodycze, torty i inne smakowitości. Wierzy się, że tego dnia z zaświatów przychodzą zmarli i trzeba ich godnie przyjąć.

W przeddzień Wszystkich Świętych, dorośli i dzieci, zanoszą na cmentarz oferty, palą świece, piją likier z kukurydzy, dyskutują ze sobą i modlą się. Następnego dnia po mszy chodzą od domu do domu, by odwiedzić krewnych. Gości częstuje się kurczakiem lub potrawą z wołowiny, którym towarzyszą ziemniaki. Oczywiście, nie brakuje słodkości. Cóż, tego dnia trzeba sią po prostu cieszyś  i wspominać bliskich i znajomych, których żywot ziemski się skończył


Urszula Arczewska

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

10 programów komputerowych, dzięki którym zaoszczędzisz nie tylko w pracy

Mimo, że dziś 1 listopada i wszyscy oczekują nawet w "sztuce" - refleksji, przemijania, wspomnień, ja napiszę coś z zupełnie innej beczki. Dla mnie był to jeden z niewielu dni wolnych, a od jakiegoś czasu w ogóle dających szansę na napisanie czegoś innego niż to, co muszę w ramach relacji, recenzji, zajawek, wywiadów dziennikarskich (pominę coś, co uwielbiam pisać i na co zawsze mam czas)... Ostatnio z racji kolejnych studiów, jakie podjęłam w kierunku designu, grafiki, trochę takiego dziennikarstwa multimedialnego, zderzyłam się z problemem dotyczącym programów graficznych. Okazuje się, że zdobycie dobrych programów i nie zapłacenie za nie fortuny jest sporą sztuką. Dlatego polecam poniższy artykuł...tym, którzy chcą być na czasie, rozwijać się wykorzystując swoje zdolności artystyczne, smak, styl, pomysł, talent czy malarski, graficzny, fotograficzny, czy inny z szerokiej gamy twórczości - na programach graficznych i nie tylko, na pewno pomoże w sensie technicznym i...finansowym.

10 programów, dzięki którym zaoszczędzisz...


Autor: Piotr Rawski


Każdy pracownik biurowy posiada na swoim komputerze podstawowe oprogramowanie, umożliwiające wykonywanie jego codziennych zadań. Firmy zazwyczaj sporo za nie płacą - a wcale nie muszą. Na rynku istnieją bowiem świetne, darmowe zamienniki znanych programów, których zastosowanie może przynieść przedsiębiorstwu niemałe oszczędności.


10 darmowych odpowiedników komercyjnych programów, z których korzystasz w swojej firmie

 

1. OpenOffice.org - zamiast Microsoft Office (http://www.openoffice.org/pl/)

OpenOffice.org, a właściwie Apache Open Office (bo pod takim szyldem jest obecnie rozwijany) - to darmowy pakiet biurowy, który z powodzeniem może stanowić alternatywę dla popularnego Microsoft Office. W jego skład wchodzą: edytor tekstu Writer (odpowiednik MS Worda), arkusz kalkulacyjny Calc (odpowiednik MS Excela), narzędzie do tworzenia prezentacji multimedialnych Impress (odpowiednik MS PowerPointa), aplikacja do tworzenia diagramów Draw (alternatywa MS Visio), baza danych Base (odpowiednik MS Access) oraz Math - kreator funkcji matematycznych. Poszczególne aplikacje obsługują nie tylko własne formaty plików, ale również formaty swojego komercyjnego konkurenta - MS Office, dzięki czemu można z nich korzystać nawet wtedy, gdy kontrahenci firmy stosują pakiet Microsoftu.

2. Gimp - zamiast Photoshopa czy Corela (http://www.gimp.org/)

Zazwyczaj w firmie programu graficznego potrzeba jedynie do bardzo prostych zastosowań - np. do zaprojektowania grafiki reklamowej czy drobnej obróbki zdjęć z jakiejś konferencji. Nie wiedzieć dlaczego, mimo to przedsiębiorcy często sięgają po drogie kombajny graficzne, jak Adobe Photoshop czy Corel Draw. Jednak nawet jeśli potrzebujesz edytora graficznego do bardzo specjalistycznych zastosowań, spróbuj darmowego Gimpa. Program wyposażony jest w popularne narzędzia i filtry do edycji grafik, obsługuje warstwy i wiele formatów plików.

3. 7zip - zamiast WinZipa czy WinRara (http://7-zip.org.pl/)

Nie każdy zdaje sobie sprawę, że popularne archiwizatory plików WinZip i WinRar nie są aplikacjami darmowymi. Po okresie testowym co prawda nie dezaktywują się, jednak korzystanie z nich jest już wówczas nielegalne (aż do uiszczenia opłaty). Zamiast nich warto skorzystać z zupełnie darmowego kompresora - 7zip, który obsługuje wszystkie popularne formaty archiwów (w tym oczywiście .zip oraz .rar).

4. Comodo Antivirus - zamiast komercyjnego pakietu antywirusowego (http://antivirus.comodo.com/)

Comodo Antivirus jest jednym z najlepszych darmowych programów antywirusowych dla firm. I choć nie może pochwalić się równie skuteczną ochroną, jak najpopularniejsze komercyjne rozwiązania, prezentuje ona bardzo dobry poziom. Narzędzie zapewnia ochronę rezydentalną, na żądanie oraz skaner mailowy.

5. Mozilla Thunderbird - zamiast Microsoft Outlook (http://www.mozilla.org/pl/thunderbird/)

Klientów poczty elektronicznej jest na rynku wiele - Thunderbird firmy Mozilla jest natomiast jednym z najlepszych spośród nich. A do tego darmowym. Thunderbird jest wyposażony we wszystkie najważniejsze funkcje programu pocztowego, a jedną z jego największych zalet jest szeroka dostępność wielu dodatków rozszerzających standardowe możliwości programu.

6. PDFill and Image Writer / Tools - zamiast Adobe Acrobat (http://www.pdfill.com/)

Adobe Acrobat umożliwia edycję dokumentów PDF. Zwykle jednak nie potrzebujemy edycji treści dokumentu, a jego obróbkę - np. wycięcie kilku stron, obrócenie dokumentu, czy wypełnienie formularza. Między innymi takie możliwości daje darmowy zestaw narzędzi PDFill and Image Writer / Tools, pozwalający ponadto na wydruk materiału bezpośrednio do pliku PDF.

7. yED - zamiast Microsoft Visio (http://www.yworks.com/en/products_yed_about.html)

W firmie często pojawia się potrzeba naszkicowania diagramu, schematu, odwzorowania jakiegoś procesu. Najczęściej wykorzystuje się do tego celu jeden z programów pakietu MS Office - Visio. Znacznie lepszym narzędziem, co istotne - darmowym, jest yED. Wyposażony w całą masę kształtów i połączeń, pozwala na wyrysowanie m.in. procesów biznesowych (BPML), a także diagramów UML.

8. Gantt Project - zamiast Microsoft Project (http://www.ganttproject.biz/)

Na komputerze każdego kierownika czy managera projektu obowiązkowo musi znaleźć się dobry program do harmonogramowania. Zazwyczaj jest to MS Project, jednak do tworzenia i zarządzania harmonogramem projektu, bazując na jego kamieniach milowych i dostępności zasobów, świetnie nadaje się również darmowy Gantt Project. Program dostępny jest w języku polskim i umożliwia łatwe eksportowanie harmonogramu do plików różnego formatu.

9. Free Commander - zamiast Total Commander (http://www.freecommander.com/pl/)

Niektórzy nie wyobrażają sobie pracy ze standardowym managerem plików Windows - szczególnie w najnowszej wersji popularnych "okienek". Wśród alternatywnych rozwiązań, od wielu lat prym wiedzie Total Commander (dawny Windows Commander). Niestety, jego komercyjne wykorzystywanie wymaga opłaty. Świetnie może go zastąpić jednak darmowy Free Commander oferujący podobną funkcjonalność.

10. Ubuntu - zamiast Windows (http://ubuntu.pl/)

Większość aplikacji wymienionych wyżej działa zarówno pod dyktando systemu operacyjnego Windows, jak i Linux. Szukając oszczędności w firmie, warto więc, przynajmniej na części komputerów (tych pracowników, którzy będą w stanie przystosować się do nowego środowiska) zainstalować darmowy system Ubuntu, charakteryzujący się stabilnością działania, atrakcyjnym wyglądem oraz prostą obsługą.


InformatykaWFirmie.pl - Sprawdź jak zwiększyć efektywność Twojej firmy dzięki informatyce!

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

środa, 8 października 2014

Empatia czyli o sztuce pozyskiwania przyjaciół

Dziś miałam trudny dzień, usiłowałam czytać, by zająć umysł czymś, co pozwoli mi nieco złapać równowagę... myślenie o problemach wcale ich nie rozwiązuje. Wiecie co mi wpadło w oko? coś o empatii, ale i o przyjaźni, czemu tak potrzebujemy akceptacji, rozmów o wszystkim, pokrewnej duszy...kogoś, komu można powiedzieć wszystko i zrozumie, podzieli problemy i radości...? warto się dowiedzieć, czemu chociażby powiedzonko "co dwie głowy to nie jedna" ma swój głębszy sens :-) to oczywiście żart, ale, że ludzie o podobnym myśleniu są dla nas siłą, wsparciem, często stając się częścią jakby nas samych - żartem nie jest. Samo życie. Polecam poniższy artykuł "z nastrajaniem na empatię".

Nasze mózgi są naturalnie nastrojone na empatię


Autor: Alan Kyne Perry


Być może jedną cech najbardziej definiującą nas jako ludzi jest zdolność odczuwania empatii – umiejętności wczuwania się w uczucia drugiej osoby. Nowe badania przeprowadzone na Uniwersytecie Virginia sugerują, że empatia to stały element naszego „wewnętrznego oprogramowania”.


Dzieje się tak ponieważ w naturalny sposób przywiązujemy się do ludzi, którzy są blisko nas – przyjaciół, współmałżonków, partnerów i kochanków.

„Dzięki bliskim znajomościom inni ludzie stają się częścią nas samych”, mówi w zasadzie oczywistą kwestię James Coan – profesor psychologii na Uniwersytecie Virginia. W swoich badaniach wykorzystał on obrazowanie tomografem mózgu, aby odkryć w jaki sposób ludzie okazują bliskie relacje z tymi do których się przywiązują. Badania zostały opublikowane w sierpniowym wydaniu Society Cognivity and Affective Neuroscience.

„Nasza jaźń zawsze wtapia się w ludzi, których mamy blisko siebie”, kontynuuje Coan.

Innymi słowy nasze poczucie własnej tożsamości jest w dużym stopniu oparte na osobach, które dobrze znamy i w które umiemy się wczuć. Coan wraz ze swoim zespołem badawczym przeprowadzili badania nad 22 młodymi osobami (wszystkie z nich były pełnoletnie). Ich mózgi były skanowane rezonansem magnetycznym, skupiając się na aktywności mózgu podczas groźby otrzymania łagodnego porażenia prądem oraz podczas takiej samej informacji w stosunku do bliskiej im osoby oraz obcej.

Naukowcy zaobserwowali, zgodnie z oczekiwaniami, że obszary odpowiedzialne za reakcję na zagrożenie, tj. wyspa, skorupa oraz część płata ciemieniowego, zostały bardzo pobudzone przy myśli o byciu porażonym prądem. W przypadku informacji tego typu dotyczącej obcej osoby regiony te pozostawały aktywne w znacznie mniejszym stopniu. Jednakże myśl o tym, że porażony prądem mógł być przyjaciel lub inna bliska osoba, powodowała w zasadzie identyczne zachowanie się wspomnianych obszarów mózgu, jak podczas bycia samemu pod zagrożeniem tego rodzaju.

„Korelacja pomiędzy sobą samym, a bliską osobą jest bardzo podobna”, mówi Coan. „Odkrycie to pokazuje, że mózg ma niezwykłą zdolność do wczuwania się w innych. Ludzie nam bliscy stają się częścią nas samych. Nie jest to już tylko metafora czy poetyckie stwierdzenie, ale jest to po prostu bardzo prawdziwe. Dosłownie jesteśmy sami w poczuciu zagrożenia, kiedy zagrożony jest nasz przyjaciel. Jednak nie mamy takich odczuć kiedy w niebezpieczeństwie jest obca nam osoba”.

Coen twierdzi, że dzieje się tak ponieważ ludzie potrzebują przyjaciół, osób bliskich, które mogą być obok oraz w pewien sposób dostrzegać w nich samych siebie. A czym więcej ludzie spędzają czasu ze sobą, to w jakiś sposób stają się do siebie podobni.

„Jest to w zasadzie podział na samych siebie oraz obcych. Nasza jaźń zaczyna bowiem zawierać w sobie osoby, do których jesteśmy przywiązani”, mówi dalej Coan. „Kiedy nasz przyjaciel jest w jakiś sposób zagrożony, to sami czujemy się jakby to niebezpieczeństwo ciążyło nad nami. Możemy zrozumieć ból jaki przeżywa czy trudności z jakimi się zmaga. Tak samo osoby nam bliskie mogą zdawać sobie sprawę z wielkości naszego własnego bólu”.

Empatia to najprawdopodobniej rezultat naszych procesów ewolucyjnych. „Kwestie grożące nam samym oznaczały zagrożenie dla naszych zasobów i możliwości. Różne zagrożenia mogły nam odbierać nasze rzeczy. Jednak kiedy rozwiniemy przyjaźń, poznamy ludzi którym możemy ufać i na których możemy polegać, to w istocie stają się oni częścią nas samych. W ten sposób nasze zasoby się jakoby rozszerzają, a my sami zyskujemy. Twój cel staje się moim celem. Jest to cześć naszych zdolności do przetrwania”.

Ludzie potrzebują przyjaciół, mówi Coan, niczym „jedna ręka potrzebuje drugiej, aby móc klasnąć”.


Alan Kyne Perry

Animator i manager kultury. Prezes Fundacji Rozwoju Indywidualnego "Praca Moc Energia". Redaktor naczelny Magazynu Kompresja i właściciel studia muzycznego Frequency Institute.

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Dziś zaćmienie Księżyca... o zjawisku i sztuce obserwacji nieba

Wiecie o tym? Gdyby tak można było takie zjawisko sfotografować... Obserwatorzy nocnego nieba dziś mają okazję podziwiania niezwykle ciekawego zjawiska. W niektorych regionach na Ziemi dojdzie do całkowitego zaćmienia Księżyca. „Spektakl będzie niesamowity – powiedział w komunikacie prasowym Fred Espenaka, ekspert z NASA.”
Niezwykle ciekawe zjawisko
Niestety, jak to tradycyjnie bywa zjawisko nie będzie widoczne z terenów naszego kraju, choć nasi rodacy mieszkający za oceanem rzeczywiście będą mieli na co popatrzeć. W dniu 8 października obserwatorzy powinni próbować zobaczyć całkowite zaćmienie księżyca i wschodzące słońce niemal jednocześnie.
W trakcie tego zaćmienia oba ciała są oddalone od siebie dokładnie o 180 stopni. Idealne dostrzeżenie tego zjawiska (nazywane syzygium) jest niemal niemożliwe. Jednak dzięki ziemskiej atmosferze zarówno Słońce jak i Księżyc są widoczne nad horyzontem dzięki refrakcji astronomicznej. To pozwala ludziom na Ziemi zobaczyć Słonce kilka minut przed jego rzeczywistym wschodem oraz dodatkowe minuty z Księżycem po jego zachodzie.
Dzięki tej atmosferycznej sztuczce wiele amerykańskich miejscowości na wschód od rzeki Missisipi będzie miało okazję obserwować ten niezwykły spektakl na żywo. Przy sprzyjającej pogodzie będzie można zobaczyć moment wschodu Słońca i zachodu zaćmienia Księżyca równocześnie – podaje portal Space.com.
Tylko Ameryka i Pacyfik
Pierwsze fazy całkowitego zaćmienia Księżyca rozpoczną się od Nowej Fundlandii, 30-45 minut przed jego zachodem. Rosnąca muszla ciemności pojawi się w górnej lewej części księżyca, kiedy Słonce zacznie zbliżać się do wschodu. W Nowej Szkocji będzie można zobaczyć połowę zaćmienia, zaś całkowite zaćmienie Księżyca będzie widoczne na zachodzie Ameryki Północnej oraz na Pacyfiku, Japonii, Kamczatce i wschodzie Australii. Wtedy nasz Naturalny Satelita będzie całkowicie zanurzony w cieniu Ziemi. Tymczasem tylko ostatnie etapy zaćmienia będzie zobaczą mieszkańcy zachodniej i środkowej Australii oraz w większości Azji. W ogóle zjawisko nie będzie widoczne w Europie ani Afryce.
Pojawi się kolor niebieski
Jednak naukowcy twierdzą, że tym razem zaćmienie Księżyca to nie tylko czerwone, krwiste palety barw. Przed świtem uważni obserwatorzy będą mogli zobaczyć na niebie turkusowe paski.
„Podczas zaćmienia Księżyca większość światła oświetlającego Księżyc przechodzi przez stratosferę, gdzie staje się czerwona z powodu jego rozpraszania” – wyjaśnia naukowiec, specjalista w dziedzinie nauk atmosferycznych, Richard Keane. „Jednak światło przechodzące przez górną stratosferę penetruje warstwę ozonową, która pochłania kolor czerwony i powoduje jego rozproszenie na niebieskawe wiązki światła”. Keane podkreśla, by dokładniej zobaczyć turkusowe odcienie nieba za pomocą teleskopu lub lornetki w pierwszych i ostatnich minutach trwania zaćmienia Księżyca.
W Polsce najbliższe zaćmienie Księżyca będzie widoczne dopiero we wrześniu 2015 roku... warto zajrzeć do kalendarium http://cybermoon.pl/zacmienia/z_k_pl.html

wtorek, 30 września 2014

Performans - sztuka zmieniania świata

Dziś nie mam weny twórczej, coś się zaczyna, coś się kończy...trzeba nieraz sobie powiedzieć stop i zrobić zwrot o 180 stopni w swoim życiu. To też wyjątkowo trudna sztuka ;-) dziś mam nastrój na pewnego rodzaju sztukę uczestniczącą, coś pomiędzy sztuką a życiem... performans.
Autor: Joanna Dębiec
Spotkałam się z performansem zbierając materiały do pracy magisterskiej, nawiasem - napisałam ją używając "języka" autoetnografii, też w pewien sposób performansu.
Tradycjami performans sięga do futuryzmu, surrealizmu, a szczególnie dadaizmu. Teoretyczne korzenie performansu można znaleźć zarówno w filozofii języka potocznego, jak również w pracach antropologów i socjologów, którzy badali kulturę jako dramat.
Można tu wymienić, z najbardziej znanych, prace Victora Turnera, Ervinga Goffmana czy Kennetha Burke’a. Ważne są także badania folkloru dotyczące sztuki mówionej (np.prace Dwighta Conquergooda), jak również nowatorskie formy teatralne w przedstawieniach Brechta, w której jeden aktor gra wiele postaci, bezpośrednio zwraca się do widowni, komentuje bieg zdarzeń. Postmodernistyczna, a szczególnie poststrukturalistyczna koncepcja podmiotu konstruowanego językowo, odrzucająca esencjalizm i trwałe tożsamości wpłynęła na sposób prezentowania treści przez badacza. Podobnie jak w autoetnografi, postmodernistyczne etnodrama opowiadają osobiste historie (mystory), dotyczące problemów życia codziennego. Szczególnie częste są opowiadania dotyczące traumatycznych zdarzeń, grup zmarginalizowanych, wykluczonych z dyskursu publicznego lub ludzi żyjących w hybrydycznych kulturach, transgresyjnych tożsamościach. Punktem wyjścia dla tworzenia performansu są badania, w których badacz lub zespół badaczy zbiera materiał badawczy, stosując różnorodne metody: obserwację, różnego typu wywiady, zapisy konwersacji, a także wszelkie inne źródła powiązane z tematem badań, np. poezja, pieśni, filmy, fotografie, zapisy autoetnograficzne itp. W kolejnym etapie badacz decyduje, jaką formę przedstawiena wyników wybrać: naturalną czy udramatyzowaną, gdzie przygotowany tekst jest odgrywany. Badacz wybiera sposób prezentacji: może wynająć aktorów i podzielić w sposób dowolny role, może sam odegrać teksty, jak w teatrze jednego aktora, może także rozpisać role i wręczyć je do odegrania osobom z publiczności. Denzin szczególnie ceni osobisty performans, napisany w pierwszej osobie, który może mieć formę opowieści o sobie samym (self-story), w której podmiot przedstawia jakieś zdarzenia z własnej biografii w porządku sekwencyjnym, osobiste historie (personal history), które są szerszą rekonstrukcją historii jednostki, grupy czy instytucji, bazując na wywiadach, wspomnieniach i innych zebranych materiałach oraz świadectwa (testimony), opisujące jakieś zdarzenia polityczne i historyczne, w których podmiot był obserwatorem lub bezpośrednio w nich uczestniczył. Szczególnie ważne są świadectwa dotyczące łamania praw człowieka, walki o przeżycie, niesprawiedliwości społecznej.
Każda z takich opowieści opowiada historię badanych, ze szczególnym uwzględnieniem punktów zwrotnych, przeżyć, w których podmiot opowiadający przechodzi przemianę, porzuca dotychczasowe, zrutynizowane sposoby oglądu świata i odnajduje nową tożsamość. To dotknięcie „trzewi życia” z trudem poddaje się werbalizacji, dlatego też autor może sięgać po inne środki wyrazu: język ciała, symbole i obrazy. W ten sposób tekst "ma dotrzeć do ludzkich serc, a nie tylko umysłów”, zostaje ucieleśniony w ciałach aktorów, tworząc w ten sposób przestrzeń dla wspólnego przeżywania i doświadczania. Wykonywany tekst jest ożywionym przeżyciem w podwójnym znaczeniu tego słowa. Po pierwsze, opowiada o przeżyciach badanych ludzi, na nowo wskrzeszając je na scenie, a po drugie przeżycia te mogą być ponownie doświadczone przez publiczność.

Ten typ zdarzenia komunikacyjnego ma, zdaniem Denzina, ogromna siłę oddziaływania, ponieważ wyzwala silne emocje, takie jak empatia i współczucie, wzbudza w widzach krytyczna refleksję, podważa stereotypy społeczne. A to najbardziej do mnie przemawia w zarówno performansie, jak i autoetnografii. Performans jest zarówno metodą reprezentacji doświadczenia, jak i metodą ich rozumienia. Kluczową rolę w etnoperformansie (czy to literackim - czytelnik, czy to w sztuce - odbiorca) odgrywa publiczność, która nie jest voyeurystycznym audytorium, ale zaangażowanym aktorem, który może dodawać nowe treści do tekstu, rozszerzać go o własne doświadczenia biograficzne.
Generalnie sztuka angażująca odbiorcę w jej przeżywanie, pobudzająca do głębszych refleksji, nie pozwalająca przejść wobec pewnych problemów życia obojętnie, jest wyjątkowa. W dzisiejszych czasach to jedyna szansa na przekaz, który poruszy, wzbudzi refleksję, zaszokuje, zohydzi, jak conajmniej prace Zdzisława Beksińskiego, tyle, że obrazy czy je będziesz oglądał z zachwytem, czy wyjdziesz zbulwersowany z wystawy, nie zmienią Twoich poglądów, życia, a autoetnografia, performans... mają siłę zmieniania świata.

www.wszystkoosztuce.blogspot.com